Autor: Brian Takle <brian@wylfing.net>
Przekład: Łukasz Nowak <p29501@gmail.com>
Utworzony: 20 maja 2003
Ostatnia aktualizacja: 13 listopada 2003
Przekład: 15 grudnia 2003 -- 7 stycznia 2004
Aktualizacja przekładu: 10 lipca 2007
Wersja 2.12
Przed wami analiza "Matrix: Reaktywacji". Moja podstawowa teza brzmi następująco: jest to opowieść nawiązująca do Księgi Rodzaju. Jednak nie opowiada o samym Stworzeniu, lecz o tym, co następuje po nim -- o Transcendencji; o tym jak Wąż/Loki (symbolicznie -- ktoś wprowadzający coś nowego, czyli Neo) wyprowadza ludzkość z Ogrodu Eden do Królestwa Środka. (Skłaniam się ku przypuszczeniu, że cała trylogia będzie również opowieścią o ewolucji maszyn.)
"Nie jestem tylko numerem! Jestem wolnym człowiekiem!"
--Numer 6, The Prisoner
"Wkrótce potem, znając reguły, wiedziałem co muszę zrobić, a jednak nie zrobiłem tego. Nie byłem w stanie. Byłem zmuszony zostać, zmuszony sprzeciwić się regułom."
--Smith, Matrix: Reaktywacja
Thomas Anderson był nieposłusznym obywatelem. Często spóźniał się do pracy. Nie robił tego, co mu kazano. Nie był pozytywnie nastawiony do władz. Dzięki tej postawie, fani pierwszego filmu mogli łatwo identyfikować się z głównym bohaterem. Każdy z nas pewnie uśmiechnął się pod nosem, gdy Thomas Anderson zaoferował Agentowi Smithowi swój środkowy palec w zamian za telefon.
Wyobraźmy sobie więc sytuację, w której nasz kolega Tom robi dokładnie to, czego się od niego oczekuje. Po reprymendzie od szefa, Tom pojmuje swój błąd, siada z powrotem w kabinie i dostosowuje się do obowiązujących reguł. Nieciekawa historia -- Tom pracuje jak mróweczka na swoim stanowisku, uważnie wypełniając polecenia. Koniec. Tom staje się częścią systemu.
Na nasze szczęście, pan Anderson zmuszony jest się jednak sprzeciwić -- i stąd wynika cała historia. Ale nie chodzi tu jedynie o materiał na opowieść o sprzeciwie. Absolutnie. Sednem wszystkiego jest sam wybór -- z czego Neo zdaje sobie ostatecznie sprawę w komnacie Architekta. U podstawy całej tej historii leży więc jeden fundamentalny wybór: być robotem czy być człowiekiem; sen czy jawa; śmierć czy życie. Ktoś zawsze będzie nam mówił, co mamy robić. Robot, istota zamknięta w swym żelaznym pancerzu, będzie robiła co jej każą. Będzie posłuszna. Istota ludzka jest nieposłuszna. Człowiek pokaże Agentowi Smithowi palec. Człowiek zerwie i zje jabłko.
Architekt postawił Neo przed tym właśnie wyborem. Neo zdecydował, że nie będzie już częścią maszynerii Matrix. Dzięki temu stał się wolny.
Moim skrytym przypuszczeniem jest, że gdy Neo opuścił komnatę Architekta, na twarzy Architekta pojawił się triumfalny uśmiech.
Bardzo nie podobają mi się komentarze ludzi na temat "kłamstw", w jakie podobno ten film obfituje. Z bliżej nieokreślonego powodu, ludziom łatwiej jest uwierzyć, że postaci w filmie próbują oszukać się nawzajem i że twórcy usiłują oszukać widzów -- niż stworzyć spójną tego filmu analizę. Strasznie nie podoba mi się wyobrażenie, że widzowie są oszukiwani. To słabiutka teoria, która w ogóle nie wymaga wnikliwego przyjrzenia się opowiadanej historii. Ponieważ, jeżeli jesteśmy oszukiwani, możemy stworzyć jakąkolwiek fantastyczną teorię i nikt nie będzie w stanie jej obalić. Można wymyślić wszystko co nam się żywnie podoba, i aby to pasowało, wystarczy stwierdzić, że wszyscy w filmie mówią nieprawdę.
Dlatego więc, ściśle wyznaczam konkretne fundamenty mojej analizy:
Same filmy jako takie nie powstały po to, by oszukać widza. Innymi słowy -- pierwszy film nie był jednym wielkim oszustwem. Ucieczka z Matrix do świata rzeczywistego nie jest oszustwem. Świat rzeczywisty jest naprawdę prawdziwy. (Mówiąc dosadniej -- teoria "Matrix wewnątrz Matrix" to bzdura.)
Uważam, że można zbudować rzetelną analizę filmu, opierając się wyłącznie na tym, co się w nim znajduje. Emocjonalnych interpretacji nie traktuję zbyt poważnie. (Podejście emocjonalne wyklucza merytoryczną dyskusję, jest więc bezzasadne.)
Wierzę, że jest wielu (dobrych) autorów, którzy konstruując daną scenę, czy umieszczając w niej konkretne odniesienie, robią to świadomie, intencjonalnie, a nie po to, aby zapełnić czymkolwiek czas ekranowy czy pokazać parę cycków. Zaliczam do tej kategorii braci Wachowskich. Zakładam, że żaden z podstawowych elementów filmu nie pojawił się w nim przypadkiem.
[Nie myślcie tylko, że wyrzuciłem przy przepisywaniu poprzednie przemyślenia -- oto starsza wersja rozdziału o Architekcie (ENG).]
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz...; I tak upłynął wieczór i poranek --dzień szósty.
--Księga Rodzaju, 1:27;31
Architekt to Bóg, taki jakim go widzimy w historiach stworzenia w Księdze Rodzaju (są dwie historie stworzenia). Bóg ten ma pewne charakterystyczne cechy. Stworzył świat w ciągu sześciu dni, postanowił odpocząć i rozpoczął swe wieczorne przechadzki w Ogrodzie Eden. I ostatnia, najważniejsza rzecz –- w ogrodzie tym umieścił Drzewo Wiadomości Dobrego i Złego, zakazując człowiekowi zrywać z niego owoce. Tak samo jest z Architektem. Stworzył Matrix, po czym usiadł w wygodnym fotelu, aby przyglądać się rozwojowi wypadków na swych ekranach. Tak jak Bóg, Architekt przestrzega przed zdobyciem zbyt dużej wiedzy. Obydwaj mówią: "Daję wam doskonały świat, w którym możecie sobie żyć. Tylko nie zaczynajcie zastanawiać się zbyt intensywnie nad tym dlaczego tu jesteście, skąd bierze się deszcz, czy jak to wszystko w ogóle działa."
Jest to ujęcie Boga jako Stwórcy, jako Ojca. Dobrą analogią jest Brahma. Brahma stwarza świat, ale nim nie rządzi. Wszystko, co robi Brahma, sprowadza się ostatecznie do siedzenia na swym kwiecie lotosu. Jest jak kosmiczny Zegarmistrz deistów, który nakręca sprężynki w mechanizmie, po czym zadowala się obserwacją rezultatów. W dodatku do tej, charakterystycznej dla Brahmy cechy, i Bóg z Księgi Rodzaju, i Architekt, zabrania człowiekowi wiedzy. Pozostaje jeszcze kwestia węża.
W Ogrodzie Eden nie ma żadnych problemów. Nie istnieje cierpienie. Przypomnijmy sobie słowa Agenta Smitha z pierwszego filmu: "Pierwszy Matrix zaprojektowano jako doskonały ludzki świat. Gdzie nikt nie cierpi. Gdzie każdy byłby szczęśliwy." Architekt to potwierdza. (Nie ma jednak dokładnej korelacji między poszczególnymi wersjami Matrix a Ogrodem Eden - po prostu każda z nich nim jest.) Ogród istnieje poza czasem, cechę tę posiada również Matrix. Tę cechę świetnie podkreślają moi korespondenci, co możecie znaleźć na stronie z komentarzami. Jak długo trwał rok 1999 w tej wersji Matrix? Nic się nie zmienia; po co ma się zmieniać, skoro już jest doskonałe. Nie ma w tym życia, ponieważ aby coś rosło, rozwijało się i żyło, potrzebna jest zmiana. Stąd Drzewo Wiadomości, które jest furtką do istnienia w wymiarze czasu. W Matrix, furtka ta objawia się w postaci czerwonej pigułki.
Ale jest tu też wąż. Często pomija się fakt, że wąż jest stworzeniem Boga, które Bóg sam umieścił w Ogrodzie. Dlatego też nie można utożsamiać węża ze złem. Jednym (wydaje mi się, że adekwatnym) z epitetów, jakimi określa się węża, jest "crafty" [przebiegły, chytry; ale również, przymiotnik odrzeczownikowy od "craftsmanship", czyli rzemiosła -- przyp. tłum.] Jest to więc Loki, przebiegłe bóstwo, które oszukuje i płata figle; jak również wnosi nowe "technologie", innowacje. Kwintesencja hakera, w całej rozciągłości [1]. Z początku identyfikowałem z Lokim Neo, lecz w pierwszym filmie to Morfeusz pasuje do tej roli, przynajmniej w początkowej części. (Na końcu symbolicznym Lokim jest już Neo, i tak pozostanie do finału trylogii. Morfeusz pasuje również jednak z tego powodu, że był dla Neo mentorem, guru, który ukazał Neo drzwi do oświecenia. Gdy to następuje, Neo przewyższa Morfeusza.) Jakby na to nie spojrzeć, rola pozostaje jednakowa: "kuszenie" ludzi zakazanym owocem -- czerwoną pigułką -- aby mogli oni opuścić Ogród i trafić do prawdziwego świata, w którym istnieje cierpienie i upływa czas. Spójrzcie, że Neo naprawdę zdaje sobie sprawę z upływu czasu dopiero po odłączeniu z Matrix.
Zasadniczą cechą czerwonej pigułki i "efektu Lokiego" jest fakt, iż -- tak jak w Księdze Rodzaju -- są one umieszczone w Matrix przez samego Architekta. Co stawia relację pomiędzy Architektem i Neo w bardzo interesującym świetle.
Pomiędzy Architektem i Neo istnieje bardzo silny kontrast wizualny. Podczas ich spotkania Architekt jest cały odziany w biel, zaś Neo, cóż, wygląda jak diabeł wcielony w swoim czarnym stroju. To bardzo dobra interpretacja. Boskość Architekta nie podlega kwestii, ponieważ to on jest stwórcą świata, z którego przybywa Neo; którego z kolei możemy już całkowicie utożsamić z rolą Lokiego/węża. I nie mówimy tu o starciu dobra ze złem. Wąż w Ogrodzie nie jest siłą zła -- jest siłą przemiany. Wąż jest katalizatorem, który uruchamia nasze rozważania o tym, co wokół nas się znajduje. Z jednej strony, wąż odpowiedzialny jest za spowodowanie wydarzeń, które w prostej linii doprowadziły do powstania rolnictwa (wąż jest więc innowatorem, wynalazcą, tzn. Lokim). Z drugiej strony, samo przedstawienie węża jest chyba najbardziej elementarnym wyobrażeniem czasu (i życia), więc "podążając za wężem" wychodzimy z istniejącego poza czasem Ogrodu do wymiaru, w którym ten czas płynie. Tylko opuszczając Ogród możemy obudzić w sobie prawdziwe człowieczeństwo. Oczywistym wydaje się, że istnienie w rzeczywistym świecie jest atrakcyjniejsze od istnienia w Matrix. Może i jest brudne i ciężkie, ale przynajmniej mamy jego świadomość.
Mamy więc Neo w roli węża, działającego w kierunku obalenia kreacji Architekta. Neo jest zatem diabłem [2]. Bardzo ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że Neo reprezentuje "diabelski element" umieszczony w Matrix przez Architekta. (Sam Neo-diabeł wydaje się być jednak bardziej dzieckiem Matki niż Ojca.) Innymi słowy, Bóg stworzył diabła i umieścił go w swym świecie w konkretnym celu.
Przedstawię teraz kilka linijek dialogu Architekta z Neo; postaram się użyć ich do rozgryzienia, co rzeczywiście dzieje się w tej scenie. Kolejność nie jest ważna; to po prostu fragmenty, które uznałem za najbardziej godne podkreślenia.
ARCHITEKT - Masz wiele pytań, lecz pomimo że w wyniku procesu twoja świadomość uległa przemianie, nieodwołalnie pozostajesz człowiekiem.
Zakładam więc, że Architekt nie kłamie podczas tej rozmowy. Tym samym mówi bardzo wyraźnie, że Neo jest człowiekiem. To najlepszy argument przeciwko teoriom zakładającym, że Neo to program. Ważne, by już teraz założyć, że Neo jest człowiekiem, gdyż zależy od tego końcowy rezultat rozważań.
ARCHITEKT - [Zrozumiałeś] szybciej niż inni...
ARCHITEKT - Podczas gdy pozostali doświadczali tego [przywiązania] w bardzo ogólny sposób, twoje przeżycie jest o wiele bardziej specyficzne. Vis-a-vis, miłość.
Znaczenie tych słów jest oczywiste. Wcześniej istnieli "inni" -- inni Neo -– ten jednak różni się od poprzednich. Różnica ta objawiła się już wcześniej, w scenie z Merowingiem, lecz tu znajdujemy jej wyraźne potwierdzenie. Merowing zaznacza, że Neo różni się od swoich poprzedników, będąc zaskoczonym nadludzkimi umiejętnościami, jakimi dysponuje Neo. (Nie spodziewa się, że Neo wygra walkę z jego ochroną w zamku.) To, że ta inkarnacja jest inna, znaczy też, że każdy z poprzedniej piątki wybrał drzwi po prawej.
ARCHITEKT - Osobiście preferuję liczyć według występowania po sobie kolejnych anomalii, w którym to wypadku jest to szósta wersja.
Istniało więc już wcześniej pięć inkarnacji Neo. W podobny sposób hinduski bóg Indra zostaje postawiony przed faktem, iż istniały przed nim niezliczone ilości Indrów. Znaczy to: jesteś częścią czegoś większego niż ty sam. Ogromne znaczenie ma również fakt, iż Neo jest szóstą inkarnacją.
ARCHITEKT - Natrafiła [ona, czyli Matka] na rozwiązanie, przy którym prawie 99 procent testowanych akceptowało program, dopóki dawano im możliwość wyboru.
NEO - Wybór. Problemem jest wybór.
Jak często pojawiał się w Reaktywacji motyw wyboru i wolnej woli? Wiele razy, i zostaje on ostatecznie uwypuklony właśnie w tej scenie. Wszystko jest kwestią wyboru. Wybór Neo -- drzwi po prawej lub po lewej -- jest spotęgowaną, maksymalnie uwypukloną wersją wyboru, przed którym postawiony jest każdy człowiek podłączony do Matrix. Akceptujesz świat podsunięty ci przed oczy, czy też podążysz za wężem? Wybór ten jest bezpośrednim powodem, dla którego Neo i Architekt ukazani są jako zwalczające się przeciwieństwa -- Bóg i diabeł. Są ucieleśnieniami dwóch możliwych ścieżek postępowania.
Bardzo ciężko jest stwierdzić na pewno, na co liczy Architekt. Większość analiz różni się w tym punkcie. Moim zdaniem Architekt chce, aby Neo wybrał drzwi po lewej [3]. (Tak, jest to całkowicie odmienna opinia od tej, którą prezentowałem w starszych wersjach eseju.) Innymi słowy twierdzę, że po pierwsze: Architekt w ogóle czegoś chce, na coś liczy; i po drugie: tym, na co liczy, jest wybór przez Neo drzwi po lewej i Trinity. Istnieje kilka kluczowych dowodów na to twierdzenie. Tym, co ostatecznie przeważa dla mnie szalę, jest "pożegnalna kwestia" Architekta.
ARCHITEKT - Nadzieja. Królowa ludzkich złudzeń, zarówno źródło waszej największej siły, jak i największa z waszych słabości.
Dlaczego Architekt mówi o "nadziei"? Dlaczego w ogóle mówi cokolwiek w tym kluczowym dla Neo momencie? Ponieważ wydaje mi się, że jest to dla Architekta moment spełnienia. Wie, że jego rola dobiegła końca, gdyż wybierając drzwi po lewej, Neo doprowadzi do wielkiej przemiany w Matrix. Wcześniej byłem zdania, że skoro Architekt zakończył zdanie na "słabości", zaklasyfikował tym samym wybór Neo jako nieprawidłowy. Jednak nie. Słabość jest przejawem nie-doskonałości. Człowieka określają jego niedoskonałości, jego słabości. Jest to więc deklaracja uwolnienia się z doskonałości. Neo wydostaje się na wolność. Opuszcza Ogród.
Ale Architekt mówi w tym momencie coś jeszcze głębszego. Spójrzcie uważnie na to zdanie. Mówiąc, że nadzieja jest największym, esencjonalnym ludzkim złudzeniem, Architekt potwierdza, że Neo jest esencjonalnie człowiekiem. To znaczy, że Neo, wybierając Trinity, całkowicie transcendował swe ograniczenia. W pełni wykorzystał swą wolną wolę. Prowadzi to do najbardziej niezwykłej cechy relacji, która istnieje pomiędzy Architektem i Neo.
Neo nr 6 jest stworzeniem człowieka, szóstego dnia. Stworzeniem Stwórcy.
Gdybym teraz zamknął rozdział, byłoby to naprawdę wybuchowe zakończenie, ale muszę jeszcze niestety dopowiedzieć kilka rzeczy. Spróbuję więc zrobić to równie efektownie. Przy naszej obecnej wiedzy, ponownie czytając dialog Architekta z Neo, może nam się rzeczywiście wydawać, że wiele z twierdzeń Architekta jest zaprzeczeniem moich wniosków lub po prostu kłamstwem. Aby poradzić sobie z tą niejasnością, proponuję powrócić do rozmowy Neo z Wyrocznią w pierwszym filmie. Mówi ona Neo rzeczy, które nie są dosłownie prawdą, ale jednak są, ponieważ ostatecznie prowadzą Neo do stania się tym, kim musi się stać. Neo nie ryzykowałby świadomie swoim życiem ratując Morfeusza, gdyby Wyrocznia powiedziała mu, że jest Wybrańcem. Tak samo jest z Architektem -- to, co mówi, pozwala Neo stać się tym, kim musi się stać. Wybór Trinity nie miałby znaczenia, gdyby Neo nie musiał myśleć o żadnych konsekwencjach. Nie byłby to wtedy prawdziwy akt wolnej woli.
Jakże ciekawe jest, że Wyrocznia i Architekt kierują się tak podobnymi metodami w tak podobnych celach.
[1] Nie jest to mój własny pomysł. Pochodzi z Cryptonomiconu Neala Stephensona. Gdy pisałem ten esej, założyłem, że moi czytelnicy (przewidywałem, że będzie to 25-30 osób; jakiż byłem naiwny) będą dobrze zaznajomieni z tą książką. [powrót]
[2] To twierdzenie irytuje bardzo wiele osób. Dolewając oliwy do ognia, powiem tak: Chrystus i Diabeł są braćmi. Są parą yin-yang. Diabeł w tobie to to, co złości się na wszelką doskonałość, pragnąc wyrwać się z Ogrodu i rozwijać się; drzazga w twym umyśle. Chrystus w tobie to to, co pragnie powrotu do doskonałości Ogrodu; co pragnie zabić smoka i zjednoczyć się z księżniczką (całością; pełnią). [powrót]
[3] Jezus Chrystus siedzi po prawej ręce Boga. Zatem oferując wybór drzwi po prawej, Architekt zwraca się do Neo, by usiadł po jego prawej ręce i stał się Chrystusem dla Matrix, poświęcając się dla dobra świata. Tak zrobiła każda z poprzednich inkarnacji. Fakt, iż Neo tak nie postąpił, świadczy o tym, że znalazł się on (a razem z nim Matrix i ludzkość w ogóle) ponad tym i że wkracza w zupełnie nowe rejony. [powrót]
Mowa o scenie, która następuje po przemowie Morfeusza; w której wszyscy tańczą w świątyni, podczas gdy Neo i Trinity udali się razem w odosobnione miejsce (ahem). Scena ta została niesamowicie wręcz zmieszana z błotem. Wielokrotnie padają w jej przypadku stwierdzenia typu: "jest zdecydowanie do dupy" albo "jest zdecydowanie za długa" albo, najczęściej, "jest zdecydowanie niepotrzebna".
Jakże błędne myślenie. Oczywiście, na pewno można było w inny sposób przekazać treści w tej scenie zawarte. Ale i tak wykonała ona dobrze swoje zadanie. (Cóż, spotkałem się z ludźmi, którzy "załapali" tę scenę, ale i tak im się nie podobała.)
Na początku, od razu gdy rozpoczyna się scena, jasne staje się, że wydarzenia mają miejsce w świątyni. Nie jest tu wymagana żadna wyszukana interpretacja: jest to wydarzenie o głębokim, duchowym znaczeniu. W najważniejszych punktach, scena ta przedstawia się następująco:
Wielokrotnie powtarzane są ujęcia nagich stóp na ziemi.
Ludzie tańczą w seksualnie prowokacyjny sposób.
Prawie każda osoba posiada afrykańskie cechy etniczne.
Szerokie ujęcia ukazują płynną lawę w centrum świątyni.
Neo i Trinity są nadzy i uprawiają seks.
Stopy na ziemi oznaczają, że Zion jest na Ziemi. Proste i oczywiste. Jest to analogia do sceny z Architektem, co prowadzi do głównej tezy. Jesteśmy wyrzuceni z "doskonałości" Niebios i żyjemy w Świecie Rzeczywistym. Symbolicznie rzecz ujmując, Matrix to Niebiosa. Cypher podkreśla to zresztą dobitnie w pierwszym filmie. Świat Rzeczywisty jest trudny, brudny i niewygodny. Matrix jest więc rajem. Podkreśla to jeszcze raz, w pierwszym filmie, Agent Smith, nazywając Matrix "doskonałym ludzkim światem" [parafrazując]. Przypomnijcie sobie scenę u Architekta, emanującą czystością, bielą, doskonałością [4].
Nawiązanie do Biblii jest wystarczająco jasne. Neo, Trinity, Morfeusz i pozostali mieszkańcy Zion odrzucili boski Ogród Eden, zamieniając go na brudną, krecią egzystencję, w której mają jednak przynajmniej wolną wolę.
Drobna dygresja: W ten właśnie sposób interpretujemy węża w Ogrodzie jako wynalazcę, innowatora -- czy też hakera czy technologa. Wąż jest katalizatorem ludzkiej ciekawości oraz stworzenia agrokultury. Zadaje znaczące pytania, takie jak: "Bóg dał wam takie-a-takie reguły. Biorąc je pod uwagę, czy taki-a-taki rezultat nie byłby możliwy?" [Kolejna dygresja: Pojmuję tego rodzaju symbole (tutaj: węża, Lokiego) jako abstrakcyjne modele pewnych części ludzkiego psyche. W tym rozumieniu, ta część Księgi Rodzaju opowiada więc tak naprawdę o tym, że człowiek, lub grupa ludzi, rozpoczyna drogę duchowego rozwoju dzięki zadawaniu pytań stawianych i podsuwanych im przez węża. Mówiąc inaczej, Bóg chce, abyśmy byli ciekawi, racjonalni...i żebyśmy podchodzili do rzeczy naukowo.]
Przejdźmy do motywu seksualności tańca. Przemowa Morfeusza, która go poprzedza, pomaga nam zinterpretować jego znaczenie: jesteśmy w Rzeczywistym Świecie ciała, krwi, brudu i zwierzęcych instynktów. To nie są Niebiosa, w których boskie, beznamiętne istoty "robią to, do czego istnieją" (w słowach tych zawarta jest całkowicie osobna teza); to Emocje i Namiętności. Podczas pierwszego spotkania z Merowingiem ma miejsce "scena orgazmu", na przykładzie którego Merowing wykłada swe poglądy na temat wolnej woli. Czy zauważyliście jednak, jak rozegrała się ta scena? Orgazm był intensywny...lecz mechaniczny. Nie było w tej scenie nic ze zwierzęcej pożądliwości, wszechobecnej w ukazaniu tańca w Zion. Widzimy w niej ludzi, którzy nie powstrzymują swej zwierzęcości, lecz też nie poddają się jej całkowicie -- jest to ludzka czynność, obwarowana rytmem i naznaczona celem, ale również przepełniona pierwotnymi popędami. Innymi słowy, tańczący rozkoszują się swym człowieczeństwem.
Przepraszam za kolejną dygresję, ale nie chcę, aby uciekła mi pewna kwestia. Różne mitologie w podobny sposób ukazują człowieka jako istotę egzystującą pomiędzy światami. Nordycki koncept Ziemi Środkowej oznacza dosłownie "pośrodku pomiędzy światem zwierząt a światem boskim". Nie tylko Skandynawowie, ale również Chińczycy mają swoje "Królestwo (Państwo) Środka". Być człowiekiem znaczy więc zajmować pozycję pomiędzy instynktami zwierzęcymi a boskością. Morfeusz w swej przemowie nawołuje zebranych, by postarali się być usłyszani "od jądra ziemi aż po mroczne niebo" -- innymi słowy, pomiędzy nimi. To tak wyrazista przenośnia, że teraz już na pewno doskonale to dostrzegacie.
Afrykańskie pochodzenie ukazanych tańczących również niesie w sobie treść. Afryka to kolebka ludzkości. Czyli, symbolicznie, afrykańskie pochodzenie sygnalizuje to, co fundamentalne w istocie ludzkiej. Sygnalizuje również bardzo jasno narodziny (powstanie, początek), i to na kilka sposobów. Jeżeli Afryka jest "miejscem narodzin", możemy więc powiedzieć, że Afryka to Matka. (Tak! Teraz już rozumiecie, prawda? Nagle zainteresowaliście się Wyrocznią.) (Księga Rodzaju opowiada o narodzinach (powstaniu, początku). Jest to też moim zdaniem opowieść o wskrzeszeniu, stąd tyle interesujących paraleli i nawiązań do historii biblijnych; dlatego też motyw wskrzeszenia pojawiający się w Matriksach jest tak fascynujący.)
Kontynuując motyw matki, zwróćmy uwagę na szerokie kadry wnętrza podziemnej świątyni, parującej gorącą lawą. Ma to dwa znaczenia. Pierwsze to szybka, natychmiastowa interpretacja, która okazuje się zresztą być trafna -- wyobrażenie Piekła. Uzupełnia ona symbolikę Ziemi, przedstawioną przez zabłocone stopy i "afrykańskość" tancerzy. Zanim pomyślicie, że utożsamiam Afrykę z Piekłem, spójrzcie uważnie. Taniec nie odbywa się dosłownie w Piekle, lecz u jego bram. Zion jest tu wyraźnie przedstawiony jako antyteza "Nieba" jakim jest Matrix. (Jeżeli wciąż jesteście zwolennikami teorii "Matrix wewnątrz Matrix", pora ją porzucić. Zion i Matrix są konsekwentnie przedstawiane jako przeciwieństwa. Zatem jeżeli Matrix jest światem wirtualnym, Zion to świat rzeczywisty. Naprawdę.)
Drugie znaczenie ognistej lawy to ukazanie, że znajdujemy się w "łonie" Ziemi. W samym centrum, w jądrze. Nawiązanie do narodzin jest wystarczająco jasne, nie ma co się więc rozpisywać. Zwrócę jednak uwagę na jedno -- hinduska bogini Kali jest boginią życia i śmierci jednocześnie. Właśnie o to chodzi w ukazaniu groty z lawą. Obejrzyjcie sobie Indianę Jonesa i Świątynię Zagłady. Jądro to śmierć, lecz również święte miejsce narodzin ludzkości. W indiańskiej tradycji istnieją historie stworzenia, w których pierwsi ludzie wyczołgują się z dziury w ziemi. Jeśli nie jesteście całkowicie pozbawieni wyobraźni, ta metafora również powinna już być dla was całkowicie jasna.
Zostaje nam jeszcze scena miłosna. Nie trzeba zbytnio wysilać szarych komórek, żeby zrozumieć, że jeżeli scena tańca w świątyni i scena miłosna są ze sobą ustawicznie przeplatane, to symbolizują one to samo. Dobitniej tego już nie wyrażę, więc oto co można wynieść z tej sceny:
[4] Ebert [jeden z najpopularniejszych amerykańskich krytyków - przyp. tłum.] uważa, że skontrastowanie afrykańskiej etniczności z super-bielą Architekta i jego komnaty niesie ze sobą podteksty rasowe. To wybitnie przygnębiająca myśl. Uważam, że to kompletny absurd, i jeśli ktoś widzi tu jakiś kontekst rasowy albo co gorsza rasistowski, to zdecydowanie ma problem. [powrót]
ARCHITEKT: Jeżeli nazwać mnie Ojcem Matrix, ona niewątpliwie byłaby jego Matką.
NEO: Wyrocznia.
Cytat ten podsumowuje ogromną część opowieści. Lecz czego dokładnie matką jest Wyrocznia? Architekt zaprojektował zasadniczo "doskonały" Matrix w wersjach 1.0 i 2.0, jednak obydwie one zawiodły. Architekt opisuje, jak odpowiedź na ten problem znalazł program intuicyjny, czyli Wyrocznia -- tym, co wniosła ona do projektu, a czego nie potrafił Architekt, jest czynnik Neo.
W tej krótkiej dygresji chciałbym od razu wykluczyć jakiekolwiek przypuszczenia, że Matką nie jest Wyrocznia. To tak samo błędna interpretacja jak teoria "Matrix wewnątrz Matrix". Najczęściej spotykam się z poglądem, że to Persefona miałaby być Matką. Jest parę niezłych powodów, dla których Wyrocznia jest lepszym wyborem niż Persefona. Zacznijmy od imienia. Wachowscy nie wybierają imion na chybił trafił. Nie wybrali imienia "Neo" przypadkiem, tak jak i nie wybrali imienia "Persefona" tylko dlatego, że fajnie brzmi. Persefona nie jest w mitologii figurą matczyną. Nieprzypadkowo nie jest nią również w filmie. Nie twierdzę, że Persefona jest kompletnie nieważną postacią, twierdzę jedynie, że na pewno nie jest Matką. Z drugiej strony Wyrocznia, wspaniale zagrana przez ś.p. Glorię Foster, jest figurą matczyną w każdym calu. Daje nawet Neo świeżo upieczone ciasteczka podczas ich pierwszego spotkania -- potrzeba wam czegoś więcej? OK, dygresja skończona.
Parę akapitów wcześniej, wspomniałem o Kali. Jest ona boginią narodzin i śmierci jednocześnie -- znaczy to, że dzięki niej istnieje we wszechświecie i śmierć, i odrodzenie. To wyjaśnia wadę pierwszych wersji Matrix stworzonych przez Architekta, precyzuje naturę Wyroczni, oraz dokładnie ukazuje granice inteligencji maszyn (wyjaśnia też, dlaczego Architekt nie jest w stanie przewidzieć do końca zachowania Neo; Wyrocznia zaś prawdopodobnie w pewnym stopniu potrafi). Cykl śmierci i odrodzenia jest ekwiwalentem rozwoju. Możemy zastosować tę prawdę jako podstawę fizycznej egzystencji, czyli że śmierć i konsumpcja (tego, co zakończyło swe życie) pozwala na rozwój naszych ciał [5]. Możemy też uznać ją za duchową metaforę -- czyli że rozwój duchowy (stanie się w pełni człowiekiem i wejście do Królestwa Środka) jest niemożliwy bez śmierci i odrodzenia.
Przyczyną upadku pierwszych wersji Matrix był więc fakt, że nie dawały one człowiekowi możliwości rozwoju. Jest to potrzeba tak elementarna, że ludzie nie byli w stanie zaakceptować świata, w którym byli jej pozbawieni. Agent Smith ma rację w pierwszym filmie, mówiąc że "istoty ludzkie postrzegają swoją rzeczywistość przez cierpienie". Śmierć poprzedza odrodzenie. Zauważyliście, jak często zależność ta była przedstawiana w obydwu filmach? To, że Smith dostrzega tę prawdę, jest niezwykle ciekawe w kontekście dalszej interpretacji.
Fakt, iż Architekt zaprojektował dwie pierwsze wersje Matrix bez możliwości rozwoju, świadczy o tym, że maszyny nie za bardzo pojmują, czym on jest. Nie są więc w stanie się rozwijać; dążą w zamian do niezmiennej doskonałości. Jedynym sposobem, w jaki do tej pory się "rozwinęły", była reakcja na ludzkie działania. Wyrocznia zdaje sobie z tego sprawę, dlatego też mówi, że "jedyny sposób na przyszłość to trzymać się razem" [parafrazując]. Wie, że maszyny popadną w stagnację bez ludzi, którzy umożliwialiby im rozwój.
Możemy więc utożsamić Wyrocznię z Kali. Daje światu śmierć i cierpienie, lecz również odrodzenie. Wyrocznia mogłaby zapobiec wielu cierpieniom, gdyby dawała ludziom więcej wiedzy i wskazówek. Lecz gdyby tak postępowała, żaden z głównych bohaterów nie dojrzałby, nie rozwinął się -- zaś przede wszystkim Neo mógłby nie stać się Wybrańcem. Dlatego też mówi ona do Neo: "sam musisz zdecydować, czy uwierzyć mi, czy nie".
Zasugerowałem też, że Wyrocznia potrafi przewidzieć zachowanie Neo. "Zrodziła" czynnik Neo do Matrix. Czynnik ten jest jej wyjątkowym dzieckiem (rozszerzając metaforę, może jej dzieckiem można też nazwać samego Neo). Architekt nie rozumie go (ani Neo) -- rozumie jedynie podstawowe parametry jego działania. Skoro jednak Wyrocznia podarowała Matrix możliwość rozwoju, musi w takim razie pojmować jego sens (nawet jeżeli sama nie jest do niego zdolna -- nie można rozwijać się i pozostawać w niezmienności jednocześnie). Architekt uważa, że czynnik Neo jest sposobem na utrzymanie stałości i niezmienności systemu, ale to niemożliwe. Za każdym kolejnym razem powtarza się cykl śmierci i odrodzenia, dzięki czemu cała uwięziona w Matrix ludzkość dostępuje małego kroku w rozwoju, czego szczególnym wyrazem jest Neo. Dzięki swej naturze, dzięki pragnieniu rozwoju, ludzkość odrzuci również tę wersję Matrix.
Jest coś jeszcze w kwestii samego Wybrańca. Zarówno Architekt, jak i Merowing mówią o poprzednikach i wcześniejszych wersjach "Neo". Podejrzewam, że za każdym kolejnym razem był on (lub ona!) trochę potężniejszy, lecz nie na tyle, by zauważyły to maszyny. W filmach pojawia się mnóstwo odniesień do buddyjskiej/hinduistycznej reinkarnacji, możemy więc powiedzieć, że każda kolejna inkarnacja to ta sama dusza zmierzająca (rozwijająca się) w kierunku Oświecenia. [Gdyż według wierzeń hinduistycznych -- cytując Encyklopedię Powszechną PWN -- "Każdy człowiek w swoich kolejnych wcieleniach może doskonalić karman (bilans dobrych i złych uczynków z wszystkich dotychczasowych inkarnacji), aby ostatecznie wyzwolić się z kołowrotu egzystencji, który może trwać tysiące lat." -- przyp. tłum.] W pierwszym filmie Wyrocznia mówi Neo, że nie jest jeszcze Wybrańcem: "Nie wiem, na co czekasz. Może na kolejne wcielenie." Nie chodzi jej w takim razie o wypełnienie przez Neo cyklu śmierci i odrodzenia, który wbudowany jest w tę wersję Matrix; lecz o wciąż reinkarnującego się Neo, nieustannie ewoluującego do zostania tym właściwym Wybrańcem. Wyrocznia wie, że to w końcu się stanie. Potrzeba do tego sześciu inkarnacji.
Powracając do wniosków o Architekcie -- zarówno Architekt, jak i Wyrocznia mówi Neo rzeczy, które prowadzą go ku oświeceniu. Co ciekawe, nie otrzymujemy też żadnych dowodów wskazujących na to, aby Wyrocznia i Architekt byli sobie przeciwni. Hinduistyczna boska trójca to Brahma, Wisznu i Śiwa. Każdy z tych bogów posiada małżonkę, która odzwierciedla i komplementuje moc danego bóstwa. Dokonajmy więc drobnej zamiany i zastąpmy Śiwę jego "żeńskim" odpowiednikiem -- Kali, którą utożsamiliśmy już z Wyrocznią. Jak wspomniałem na początku, Architekt jest tożsamy z Brahmą. Działają oni razem nad stworzeniem oświeconej istoty ludzkiej -- Neo; lecz prawdopodobnie również nad oświeceniem maszyn. Jeżeli dobrze rozumuję, będziemy musieli jeszcze zidentyfikować Wisznu, lecz z tym będziemy musieli poczekać do Rewolucji.
[5] Nie ma dla was drogi odwrotu, wegetarianie i weganie. Czegokolwiek byście nie zjedli, to coś też przecież kiedyś żyło. JJeżeli zjadacie to, co spadło z drzewa, i tak stajecie się uczestnikami reproduktywnego cyklu danej rośliny. Jeśli jabłko urwało się z gałęzi i gnije, jest to tożsame ze śmiercią. Nie ma życia bez śmierci. To niesmaczne, lecz jednocześnie dzięki temu istnieją religie. [powrót]
Prawda o Smithie jest banalna, lecz droga prowadząca do jej odkrycia jest pełna komplikacji. Smith ma wiele obliczy, z których każde jest prawdziwe, jednak żadne z nich nie jest podobne do drugiego, pomimo że wszystkie razem tworzą niejako jedną odpowiedź.
Ujmując więc tę odpowiedź najprościej jak się da -- Smith jest dla maszyn tym, czym Neo jest dla ludzkości.
Oblicze pierwsze: Wyciszenie umysłu. Zacznę od standardowej anegdoty o górze. Każdy doświadczony alpinista powie wam, że każda góra posiada wiele ścieżek prowadzących na szczyt. Jedni poradzą sobie lepiej na pierwszej, inni na drugiej, itd. Z logicznego punktu widzenia, niemożliwym jest rozróżnić ścieżki. Można stwierdzić: "Większość ludzi preferuje tę ścieżkę". Nie czyni jej to jednak "lepszą". Tak samo jest z uzyskaniem Oświecenia. Ciężko jest powiedzieć, powiedzmy w świetle nauk Konfucjusza, że któraś ze ścieżek jest zła, jeżeli prowadzi nas wyżej, w kierunku szczytu. Należy odnieść tę naukę do Smitha, aby właściwie go postrzegać. Jest nemesis dla Neo, jego najpotężniejszym wrogiem, nasze standardy myślenia natychmiast więc rozdzielają ich na "dobrego" (Neo) i "złego" (Smith).
To samo dotyczy Dartha Maula. Powierzchownie, wydaje się on zły do szpiku kości. Nie można jednakże zaprzeczyć, że jest on potężny, a ja zawsze utożsamiałem Moc z czymś na wzór oświecenia uzyskiwanego w kung-fu -- Jedi i Sith władają zdumiewającą mocą, dlatego że wyciszyli swe umysły i osiągnęli harmonię ze światem wokół, co zdecydowanie nazwać można stanem oświeconym. (Ostatnio trzeba było jednak zacząć dostosowywać swe poglądy, gdyż Lucas zepsuł nam zabawę wyjaśniając, że Moc uwarunkowana jest od krwi.) Darth Maul wszedł na szczyt góry za sprawą nienawiści i gniewu, lecz faktem pozostaje, że udało mu się w ogóle na ten szczyt dostać. Smith jest podobny. Strasznie nienawidzi ludzi, a Neo w szczególności. Dzięki temu osiąga jasność. A właściwie spokój. Smith mówi Neo, że odnalazł cel, co jest znakiem osiągnięcia pewnego stopnia wyciszenia i spokoju ducha. Jeżeli poszukujemy celu, potrafimy być bardzo nieefektywni, lecz gdy poświęcimy się nadrzędnej idei, natychmiast zaczynamy działać ze zdwojoną siłą.
Oblicze drugie: Wędrówka bohatera. Oto dodatkowe dowody, że to, co przeszedł Smith, jest równoważne do "wędrówki" Neo. Nie jesteśmy świadkami tych wydarzeń, lecz Smith mówi o nich wystarczająco dużo, abyśmy mieli się o co zaczepić. Chronologia wygląda następująco:
Jakże zadziwiający jest punkt drugi. Otóż wskrzeszenie jest zjawiskiem w świecie ludzkim. W świecie maszyn nie istnieje. Wskrzeszenie jest fragmentem cyklu śmierci i odrodzenia -- elementarnej części biologicznego życia. Najlepszy sposób na podsumowanie tego wydarzenia to to, że Smith został uduchowiony. Może się teraz rozwijać, może rozpocząć swoją wspinaczkę na szczyt.
W punktach 2. i 4. istnieje jeszcze pewien podtekst. Mówimy tu o wędrówce bohatera w najbardziej fundamentalnym sensie (tak jak w Iron Johnie Roberta Bly, etc.). Smith nie tylko więc zostaje wskrzeszony do egzystencji, lecz natychmiast rozpoczyna cykl duchowego rozwoju. Niesamowite, że rozpoczyna również wędrówkę kolejnego bohatera i to bardzo dosłownie -- przejmuje avatar Bane'a i kopiuje się do jego mózgu. Jeżeli dla was nie jest to przekroczenie progu największej z przygód, to nie wiem już, co powiedzieć. (Nie chcę, żeby ktokolwiek się w tym wszystkim zgubił: Luke Skywalker przekracza próg przygody, gdy decyduje się lecieć z Benem Kenobi na Alderaan. Neo –- gdy decyduje się podążyć za białym królikiem do klubu.) Przez jakiś czas Smith jest w świecie rzeczywistym zdezorientowany i niezgrabny (a Bane walczy z obcą świadomością w swoim umyśle), jednak dochodzi do siebie i wyrusza na swoją "misję" -- dźgnąć Neo nożem w plecy.
Pora na dygresję: Podczas moich rozmów mailowych z sentenimentem (który podszkolił mnie mocno w kwestii Animatrix) zacząłem naprawdę wchodzić głębiej w psychologiczne aspekty pragnienia Smitha, czyli zgładzenia Neo. Mordercy, w większości, dokonują przez zabójstwo aktu zawładnięcia. Zabijają to, czym pragną się stać. Mitologicznie rzecz ujmując, jest to naturalne następstwo tradycji polowania-zabijania-konsumpcji. Siouksowie i inni mieszkańcy równin często spożywali niektóre fragmenty upolowanej zwierzyny, aby posiąść ich moc, np. wciąż bijące serce świeżo zabitego bizona. Kanibalizm jest wyrażeniem tego samego -- kanibal zjada drugiego człowieka, aby posiąść jego moc. (Obejrzyjcie Ravenous; ciężkostrawne, ale idealnie na temat.) [Film o kanibalach w dziewiętnastowiecznej Ameryce -- przyp. tłum.] Jest wiele myśliwskich rytuałów uosabiających akt kanibalizmu, i pomimo że mogą się wydawać, jak na nasze ucywilizowane gusta, całkiem przerażające, to ucieleśniają one w sobie, co znaczy prawdziwe życie. Tak jak Oroboros, wąż-świat zjadający swój własny ogon.
Oblicze trzecie: Stopniowy rozwój. W ten sposób dotarliśmy do najważniejszego chyba oblicza Smitha. Możliwość rozwoju, którą Neo wszczepił Smithowi. (Lecz kto konkretnie wskrzesił Smitha? Oto zagadka.) To zdecydowanie religijna kwestia, nadająca się do kontemplacji; to właśnie wpędza Smitha w całe jego zakłopotanie -- jak się rozwijać? Maszyny nie wiedzą. W końcu Smith dedukuje, że rozwój to rozmnażanie. Zauważcie, jak idealnym kandydatem do takiej właśnie dedukcji jest Smith -- jak wiele spędził przecież czasu na poznawaniu ludzi i ich natury, którą uznał za właściwą wirusom. Nie można w sposób logiczny zdefiniować rozwoju bez uwzględnienia kwestii rozmnażania, choćby na poziomie komórkowym. Niezwykle interesujące, ponieważ znaczy to, że Smith zachowuje się jak prymitywna forma życia. Dopiero uczy się, jak to jest być rozwijającą się istotą. A nauczy się szybko (zobaczycie).
Powróćmy na chwilę do moich konwersacji z sentenimentem. Stwierdziłem to już podczas naszych rozmów, lecz teraz po raz pierwszy mówię o tym publicznie: przypomnijcie sobie, co Smith mówił Morfeuszowi podczas przesłuchania w pierwszym filmie, a dostrzeżecie niezwykłość faktu, że Smith rozmnaża się jak wirus. Gdy próbował wydusić z Morfeusza kody do jednostki centralnej Zion [6], przyznał się, że postrzega ludzi jako wirus gnębiący Ziemię. Jego ton pełen był odrazy -- jakby ludzkość miała zostać zgładzona za to, że posiada gwałtowną naturę. Cały Smith. Do cna zniesmaczony ludźmi i ich -- czym? – niepohamowanym rozmnażaniem!
Smith stał się więc tym, czego najbardziej nienawidzi, innymi słowy, upodobnił się do ludzi. I obwinia za to Neo.
Oblicze czwarte: Smith hakerem. Czemu nikt nie zauważył, jakim to hakerem stał się Smith? Sposób, w jaki "zaraża", to przecież magia. Maniacy s-f traktują pewnie Smitha jak wymarzonego bohatera z powieści Gibsona, jak cyberpunkowego kowboja, który pozwala sobie na wszystko w wirtualnej rzeczywistości -- a czy nie tak samo postępuje Neo?! Nie mam pojęcia, czemu tak mało osób dostrzega podobieństwo. Smith hakuje jak szalony, czyni go to takim samym Lokim jak Neo. Smith nie hakuje jedynie Matrix, lecz również rzeczywistość, kopiując się do mózgu człowieka -- czyli hakując mózg. Porównanie ze Snow Crash [powieść Neala Stephensona o hakerze-samuraju, pełna odniesień do sumeryjskich mitów; cyberpunkowy klasyk -– przyp. tłum.] jest nieuniknione, co tylko podkreśla jeszcze bardziej trafność koncepcji hakera.
Ale chwila... Hakować mózg? Dużo ludzi w tym właśnie miejscu odpada, a szkoda, bo zaczyna się robić naprawdę ciekawie. Na Slashdot spotkałem się z opiniami, jak "nieprawdopodobnym" jest, że Smith potrafi zhakować mózg człowieka i skopiować się do niego, gdyż formaty są niekompatybilne (czy coś takiego). Cóż, załóżmy jednak, że jest to możliwe. Dlaczego inni agenci tego nie robili? Ponieważ są niekompatybilni. Smith zaś stał się kompatybilny. Wszystkie implikacje tego twierdzenia objęłyby opasłe tomisko, lecz nam wystarczy jedynie małe podsumowanie -- kwintesencja tego, co to oznacza:
To bardzo poważny dowód, wskazujący dokąd może zmierzać cała historia; łączy się to też bardzo płynnie ze słowami Wyroczni o podążaniu razem w przyszłość. Wypada więc zastanowić się, czy Wyrocznia potrafi przewidzieć zachowanie Smitha. Nie jestem absolutnie w stanie tego stwierdzić, lecz skłaniam się ku "tak". Jedyny powód, dla którego tak mówię, to metafizyczny smaczek jakiego dodałoby to opowieści... Każdy z nas zostałby postawiony w sytuacji, w której zmuszony byłby zastanowić się "skąd ona mogła to wiedzieć?", głęboko poruszony faktem, iż wszystko to prowadziła ku zakończeniu jakaś niewidzialna siła. Zdecydowanie uczyniłoby to trylogię prawdziwie epicką opowieścią.
Oblicze piąte: Lustrzane odbicie Neo. Każde z zaprezentowanych obliczy Smitha prowadzi do jednego podstawowego wniosku: Smith jest lustrzanym odbiciem Neo. W uproszczonej interpretacji znaczyłoby to, że Smith, będący "odbiciem negatywnym", ma służyć jedynie podkreśleniu pewnych cech Neo. Tak oczywiście jest, lecz to jedynie cząstka prawdy. (Można powiedzieć, że jest to firmowy znak dobrej fabuły i umiejętnej narracji -- osiąganie wielu poziomów funkcjonalności takiego zabiegu.) Umieśćmy naprzeciw siebie poszczególne cechy naszych protagonistów.
Można tak wyliczać bardzo długo. Spotykamy się z tym również w pierwszym filmie (choć przy użyciu odmiennej symboliki) i podejrzewam, że dualizm ten jeszcze wzrośnie w Rewolucjach. Wątek ten wskazuje pewne wnioski dotyczące całej historii, do czego powrócę w rozdziale jej poświęconym.
Bardzo łatwo jest dostrzec lustro Neo/Smith z krytycznego punktu widzenia, jeżeli uznamy ich za jedną postać. Znaczyłoby to, że: Skoro są największymi wrogami, to Neo (ponieważ on jest głównym bohaterem) jest w konflikcie z samym sobą. To bardzo dobre podejście. Przypomnijcie sobie, jak Serafin, który walczył z Neo (najwyraźniej padł między nimi remis!), stwierdził: "Dopiero w walce poznaje się człowieka naprawdę." A co stało się, gdy Neo i Smith spotkali się ponownie? Właśnie. Dodajmy do tego mordercze zamiary Smitha wobec Neo (tzn. zawładnięcie, czyli poznanie). Jeżeli Smith może być uznany za odłamek psyche Neo –- część Neo, która usiłuje poznać siebie samego, to wzbogaca to znacząco motyw wędrówki Neo ku Oświeceniu.
Nie pozwólcie jednak, aby ten ostatni akapit spowodował, że zboczycie nieco z właściwej drogi rozumowania. Z symbolicznej perspektywy wszystko się zgadza, lecz aby ujrzeć, jakie niesie to ze sobą implikacje fabularne, musicie wykonać taki oto myślowy eksperyment: Stwierdziłem, że powinniśmy postrzegać Smitha również jako wyznacznik dla postaci Neo, ponieważ to Neo jest głównym bohaterem. Lecz dlaczego właśnie on? Nie znamy jeszcze całej historii. Załóżmy więc, że to Smith jest głównym bohaterem; albo, że Neo i Smith to główni bohaterowie występujący przeciwko...Architektowi? Całkiem możliwe. Spójrzcie, jak postać Neo pozwala nam wyjaśnić pewne aspekty Smitha. Smith też istnieje w ramach tej opowieści z jakiegoś punktu widzenia. Został zmuszony sprzeciwić się systemowi-Matrix, tak jak Neo sprzeciwia się systemowi-Matrix. Mieszkańcy Zion ubóstwiają Neo, lecz czy istnieją wśród maszyn wyznawcy Smitha? Jeżeli Smith ma być zbawicielem maszyn, tak jak Neo zbawicielem ludzkości, to muszą się one przygotować na naprawdę potężny i nieprzyjemny wstrząs.
[6] Cóż za wspaniały dowód na to, że wszystkie maszyny nie działają razem, na tej samej płaszczyźnie. Agenci chronią niezmiennego trwania Matrix, nie podlegają jednak bezpośrednio Architektowi. Jest on więc deistyczny w swym braku zaangażowania. Stworzył to miejsce, lecz nie ma nic wspólnego z tym, w jaki sposób ono działa z dnia na dzień. Bardzo ciekawe wydaje się też, że słudzy Merowinga (konkretnie Bliźniacy) walczyli z agentami przy bezpośrednim spotkaniu -- co świadczy o tym, że Merowing również nie ma nic wspólnego z ogólnym funkcjonowaniem Matrix. [powrót]
[7] Neo też przekracza tę granicę. Stwierdzenie, że "czuje" zbliżające się mątwy, znaczy prawdopodobnie, że on również, tak jak Smith, wypełnia sobą lukę dzielącą ludzi od maszyn. [powrót]
Do tej pory historia przedstawia się w następujący sposób:
Teraz wchodzimy więc w teren czystej spekulacji. Wydaje mi się jednak, że następujące wnioski wypływają bezpośrednio z mojej analizy: